poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Chapter four.

Wstałam około 13, przeciągając się leniwie. Sabrine jeszcze słodko spała, a więc ja poszłam się ogarnąć. Rozczesałam włosy, nałożyłam podkład i zrobiłam wyraziste kreski na oczach. Wyjęłam z mojej torby jakieś ciuchy, które sobie wczoraj przygotowałam na przebranie. Stwierdzając, że jestem dość ogarnięta zeszłam na dół i rozwalając się na kanapie włączyłam telewizję. Zupełnie nieświadomie, nie mam pojęcia dlaczego, telewizja była podgłośniona na maska, w dodatku na jakiś kanał muzyczny.
- Au, moje bębenki... - skrzywiłam się masując uszy. Szybko ściszyłam telewizję jeżdżąc po kanałach. Natknęłam się na "Słodki biznes" na TLC, a jako, że uwielbiałam patrzeć na te wszystkie słodkości pozostałam tam. 
- Co to był za hałas? - spytała Sabrine schodząc po schodach. 
- Ktoś wczoraj bardzo głośno słuchał muzyki, kiciu. - uśmiechnęłam się, kiedy moja przyjaciółka wyciągała tabletki z szafki. - Kac?
- Ta. Nie wiem dlaczego ty nigdy tego nie przeżywasz. To jest nie fair. 
- Gdybyś piła co tydzień, też byś była na to odporna. - powiedziałam wstając i naciągając sweter. - Robimy naleśniki? - dziewczyna tylko pokiwała głową a ja wyjęłam wszystkie potrzebne składniki. Nie umiałam gotować, ale naleśniki wyjątkowo mi wychodziły. Za to Sab była zawsze niesamowitą kucharką. Potrafiła zrobić danie na miarę pięciogwiazdkowej restauracji. A ja? Raz prawie przez przypadek spaliłam kuchnię, gdy chciałam zagotować wodę. Taa... Po posiłku stwierdziałam, że będę już szła. 
- Co dziś robisz? - zapytała jeszcze opierając się o drzwi, podczas gdy ja ubierałam buty. 
- Spróbuję spotkać się z Dannym. - odparłam. 
- Serio? Nadine, czy ty oszalałaś? - skitowała a ja pokiwałam głową na nie. - Wczoraj na niego wyzywałaś, a dziś znowu wielka miłość? 
- Wiesz, na serio muszę już iść. - warknęłam wychodząc z jej domu. Co ją to obchodzi?! Byłam zła, ale go kocham. Jest moim chłopakiem, jest niesamowity. To, że ona nie miała szczęścia w facetach, nie znaczy, że ze mną było to samo. Racja, Dan nie był idealny, nie umiał postawić się rodzinie. Ale był ze mną, zawsze. Niezależnie co by się nie stało. 
***
- Mamo, wychodzę! - krzyknęłam. 
- Wróć przed dziesiątą. - odkrzyknęła rodzicielka, na co odpowiedziałam krótkim "dobrze". Po 20 minutach doszłam pod dom Spencer i głośno zapukałam. Otworzył mi Conor. 
- Cześć Mel. - wyszczerzył się i mnie przytulił. 
- Cześć Maynard. - odwzajemniłam uśmiech. - Gdzie Spence? 
- W pokoju. - skitował i udał się do salonu, natomiast ja skierowałam się do pokoju mojej przyjaciółki. Siedziała w słuchawkach i puszczała sobie Ritę Ore. W pewnym momencie je zdjęłam, a ona nie wiedziała o co chodzi. 
- Melody! - warknęła wyrywając mi słuchawki i odkładając je na biurko.
***
Spiorunowałam różowowłosą wzrokiem, po czym westchnęłam i uśmiechnęłam się do niej szeroko. Co, jak co, ale pewnie znowu będzie się ekscytować tym swoim zespołem. Dalej nie rozumiem, co na w nich widzi. Dobra, Conor stwierdził, że są spoko i chętnie stworzyłby z nimi jakiś kawałek, ale co z tego? Nie znam ich, więc nie będę się jarać. No dobra, jest wyjątek. Ale Bon Jovi się nie liczy!
- Co cię do mnie sprowadza, cna dziewojo? - spytałam, udając poważną.
- Serio, dziewojo? Powaliło Cię?! - krzyknęła, machając rękoma na prawo i lewo.
- Hahaha, nie. - wypięłam jej język, sięgając po paczkę miętowych papierosów. - Chcesz? - podsunęłam jej pod nos, a ona odsunęła się. - To nie... - odpaliłam fajeczkę i zaciągnęłam się. - W takim bądź razie, czegóż dusza pragnie?
- Poszłabyś ze mną do...
- NIE! Mel, kocham cię jak siostrę, ale nie będę zapieprzać z tobą do tego zespołu, bo się zakochałaś.
- No weź! Nawet ich nie znasz! Poza tym ja z tobą byłam, kiedy "musiałaś" zdobyć autograf Axl'a Rose'a, bo zauważyłaś go na plaży. - założyła ręce na siebie i wygięła usta w podkówkę. - Proszę cię! Będę ci wdzięczna do końca życia!
Spojrzałam na nią. Miała rację. Biegała za mną przez pół miasta za Rose'em. Ech, nienawidzę, jak wyciąga to z worka. To było trzy lata temu, a ona nadal mnie tym szantażuje. Och, ile razy ja mogłabym jej coś powiedzieć, ale trzymałam język za zębami. Fuck, kiedyś jej tak wygarnę, że przestanie mieć u mnie dług wdzięczności. Swoją drogą, nigdy by się z tego nie wypłaciła, toteż wolę się zamknąć. Zaciągnęłam się, katując ją ciszą. Musiałam to przemyśleć. Wiadomą rzeczą jest, że i tak będę się nudzić w domu, więc tłum skandujących ich imiona dziewczyn doda mi rozrywki.
- No dobra, mogę iść... - westchnęłam, a ona pisnęła i zaczęła skakać po moim łóżku. - Ale najpierw spalę i się przebiorę. Jakbyś nie zauważyła, jestem w piżamie.
- Ok, ok! Lecę na dół, a ty się szykuj! Kocham cię!
Wybiegła z mojego pokoju szybciej, niż zdążyłam mrugnąć. Z kim ja żyję?! Zgasiłam niedopałek i zaczęłam szukać jakichś ciuchów. W końcu znalazłam czerwone rurki, czarną koszulkę AC/DC, trampki i bandanę. Pognałam do toalety, wykonałam podstawowe czynności i przebrałam się. Szybko się umalowałam, tworząc efekt kocich oczu. Skoro mam już gdzieś iść, nie będę wyglądać jak debil. A! Zapomniałabym! Szybko założyłam tunele i uczesałam włosy, układając równo pasemka. Mogę iść. Wróciłam do pokoju i chwyciłam telefon, który szybko znalazł się w mojej kieszeni. Zgarnęłam z biurka słuchawki i wyszłam. Zbiegłam po schodach i udałam się do kuchni, gdzie siedziała moja przyjaciółka. O ile tak można nazwać stan, w którym się znajdowała. Tak naprawdę skakała na krześle, czekając na mnie. Wyciągnęłam z lodówki sok pomarańczowy, napiłam się i pokazałam Melody, że możemy iść. Dziewczyna wybiegła przede mną, poganiając mnie. Och, to będzie bardzo długi dzień.


Siemanko bicze! Tu Viper. Nie podoba mi się to, co robicie. Ech, ten spam! Pomimo próśb wy dalej go zostawiacie. Nawet nie wiecie, jak mnie to wkurwia. Ale okay, nie odzywam się. Skoro już to robicie, to róbcie, ale nie liczcie na jakiekolwiek zainteresowanie Waszymi blogami. Nie mam zamiaru na nie wchodzić, przykro mi. c: Ten rozdział znowu pojawił się po długim czasie. Wiem, zawodzimy, ale chyba nam to wybaczycie? Jesteśmy tylko ludźmi, weźcie to sobie pod uwagę. Mniejsza. Rozdział jest taki, jaki jest i tyle. Macie może pomysły na to, co się stanie dalej? Piszcie swoje propozycje. Tymczasem ja się żegnam. Enjoy. x V

Kapitan Nadine melduję się na służbie! Przepraszam, że długo nic nie było, ale za każdym razem kiedy przypomniałam sobie, żeby napisać do Violi *najczęściej, kiedy nie miałam włączonego komputera* od razu zapominałam i wyszło na to, że rozdział jest dopiero dziś. Jestem dumna, bo nie Viola dziś wszystko pisała. :D Naprawdę - NIE SPAMUJCIE. Mam nadzieję, że ktokolwiek czyta jeszcze tego bloga. Postaramy się nadrobić, serio. Hope u like it xx N

3 komentarze:

  1. Spoko loko ktos jeszcze czyta . ;)
    A tak wogole to mam pomysl na to co sie bedzie dzialo dalej , ale tylko u Sabrine i Nadine .
    Wiec fajnie by bylo gdyby Nadine zrozumiala ze Danny nie jest dla niej . Oo i jeszcze fajniej by bylo gdyby Sabine byla z Harrym , a Nadine z Zaynem . Tylko nie tak ze sie spotkaja i odrazu cos do sb poczuja bo tak jest w co drugim opowiadaniu . Nie zniszczcie tego opowiadania . Bardzo sie ciesze ze rozdzial juz sie pojawil i mam nadzieje ze zrobicie niespodzianke.i kolejny pojawi sie juz w krutce .
    Pozdrawiam ;**
    Olciia

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :) Twój blog bardzo mnie zaciekawił. Fajnie piszesz i to mi się bardzo podoba ^^ Jestem ciekawa co będzie dalej ;) Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością :D
    Weny życzę i zapraszam do siebie na nowy rozdział drop-of-hope.blogspot.com xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyta, czyta :D Mam nadzieję, że pojawi się jeszcze coś nowego i faktycznie fajnie by było, gdyby dziewczyny były z którymś z chłopaków. Albo jakby się pokłóciły o jednego, to już w ogóle *.*

    OdpowiedzUsuń