niedziela, 6 stycznia 2013

Chapter three.

Doszłam do domu Sabrine i weszłam bez pukania. Nikogo jeszcze nie było, co za szczęście. No, przynajmniej tak mi się zdawało. Sab szykowała coś w kuchni, więc zdejmując buty, udałam się do niej. Dalej nie mogłam pojąć tego, jak ona mogła zaprosić tych gamoni na NASZĄ nockę, którą miałyśmy spędzić tylko we dwójkę, wyzywając ich i inne słodkie gwiazdunie. O zgrozo, jeszcze będę musiała ich znosić. Poważnie, zamorduję ją gołymi rękoma. Przez to, że oni będą, nie będę mogła się jej zwierzyć z sytuacji zaistniałej w moim związku. No super, zawsze marzyłam o czymś takim. Pewnym krokiem wkroczyłam do pomieszczenia.
- Idiotko! - krzyknęłam jej nad uchem, a ona przestraszona odskoczyła od blatu kuchennego.
- I kto tu jest idiotką?! To ty straszysz własną przyjaciółkę! - żachnęła się.
- Jak mogłaś zaprosić 5 pedałów, których kompletnie nie znamy?! Nie mówiąc już o tym, że jesteśmy ich antyfankami!! - wrzeszczałam, a Sabrine pokazała mi się, żebym się obróciła. Tak, tak, za mną stał ten w lokach, jakkolwiek on się nazywa. Zresztą, co mnie to obchodzi?! I tak go nie polubię, więc nie muszę tego pamiętać.
- Poprawka, skarbie, ty jesteś ich antyfanką. - szepnęła mi przyjaciółka do ucha, a ja się wzdrygnęłam. - Harry, po lewej jest salon, rozgość się ok? - chłopak kiwnął tylko głową na 'tak'. - Jak rozmawiałyśmy, nie wyzywałaś mnie, co się tak teraz nawróciłaś? Bo raczej w ciągu kilku godzin nie da się dostać okresu.
- Jesteś taka zabawna. - warknęłam.
- Nad, serio, co jest? - spytała Sabrine z troską w głosie.
- Nic. Kompletnie. Po prostu mój chłopak jest skończonym idiotą, który nigdy nie potrafi się wyrwać z rodzinnych spraw.
- Wiedziałaś, że tak będzie. Tak było i jest. Nie zmienisz tego. - westchnęła. - Ale bądź dla nich miła. Załatwili alkohol. - uśmiechnęła się znacząco.
- Tsa, teraz to im zacznę składać pokłony. - burknęłam złośliwie, kierując się do salonu, gdzie była czwórka chłopaków. - Jestem Nadine. A gdzie zgubiliście kolegę, hmm? - spytałam a chłopcy wybuchli śmiechem. Serio, nie wiem co było w tym śmiesznego, ale kto rozumie facetów? I tu nasuwa się odpowiedź, że nikt, bo ich nie da się zrozumieć.
- Poszedł zapalić. - odpowiedział mi ten, co na niego wpadłam w kuchni. Ten w lokach, jak on tam, Harry? Mniejsza z tym.
- Pali? - zdziwiłam się, a jednocześnie uradowało mnie to. Chłopak kiwnął głową. No to znalazłam kogoś podobnego do mnie. Będę musiała z nim zgadać, może uda mi się go polubić, skoro taki z niego "bad boy". Albo i nie. Zobaczy się.  Trwaliśmy chwilę w ciszy, w którą w końcu przerwałam. - Może wy się teraz przedstawicie, co?
- Harry, Louis, Niall, Liam, ten co pali to Zayn. - cały czas odzywał się tylko zielonooki.
W końcu z kuchni wróciła Sabrine, więc trochę się rozkręciliśmy. Graliśmy w butelkę, oglądaliśmy telewizję, aż w końcu doszło do bliskiego spotkania z alkoholem, na co czekałam cały wieczór. W sumie ta 5 pedałów nie jest taka zła, jakby się zdawało. Może nie zachowują się jak normalni nastolatkowie, ale się starają, co też się liczy. Zresztą to nie jest ważne. I tak było to jednorazowe spotkanie, nie będzie ich więcej i tyle z naszej znajomości. I tak nie chciałabym jej ciągnąć. Oni są zbyt słodcy jak na moje towarzystwo, chociaż też kochają zabawę. Gosh, już sama nie wiem, co mam o nich myśleć. Jedno wiem na pewno... Nigdy nie polubię muzyki, którą tworzą.
***
Wpadłam jak burza do domu Melody, krzycząc i tym samym oznajmując, iż już przyszłam. W całym domu roznosiła się głośna muzyka. Od razu poznałam, że wykonawcą owego utworu jest mój brat, Conor. Zaśmiałam się pod nosem i ruszyłam ku jej sypialni, witając się z jej rodzicami. Lubiłam tych ludzi, byli naprawdę bardzo mili. Z hukiem otworzyłam drzwi pokoju przyjaciółki. To, co ujrzałam nieco mnie dobiło. Różowowłosa leżała na łóżku, wgapiając się w sufit i nucąc pod nosem piosenkę. Podniosłam jedną brew do góry. Nie pasowało to do niej za groma. Ona - szalona osiemnastolatka, wiecznie uśmiechnięta, z ogromnym zapałem do wszystkiego, wiecznie jej wszędzie pełno - leży teraz plackiem na łóżku. 
- Te, Smith! - krzyknęłam, próbując zagłuszyć muzykę, jednak chyba mi to nie wyszło. Podeszłam do niej i nachyliłam się maksymalnie, stykając się z nią prawie nosem. Dziewczyna automatycznie otworzyła oczy i przeturlała się na bok. Zaśmiałam się. - Jej, panienka wreszcie się obudziła. 
- Zamknij się. - warknęła i wyłączyła wierze pilotem. - Co cię do mnie sprowadza, ma przyjaciółko?
- Melody, wtf?! Sama mnie prosiłaś, żebym jak najszybciej do ciebie przyszła, bo musisz mi coś powiedzieć! - siadłam obok niej.
- Ano tak, zapomniałam. - zachichotała. 
- Czy ty coś ćpałaś? - przyłożyłam jej rękę do czoła, udając, że sprawdzam, czy nie ma gorączki. - No dobra, nie wydaję mi się, żebyś coś takiego robiła. Mów mi lepiej, o co chodzi, a nie zgrywasz idiotę, skarbie. 
- Pamiętasz, jak ci mówiłam, że jakiś tam boysband ma się przenieść nieopodal? - kiwnęłam twierdząco głową. Jak mogłabym zapomnieć, skoro ona przypominała mi o tym cały czas. W domu, pracy, kawiarnii, na przystanku, przez telefon, na twitterze i w innych okolicznościach. Zawsze, gdy to mówiła, na jej twarzy malowało się niemałe podniecenie. Ciekawa jestem, jaki to zespół... Szkoda, że tą informacje zawsze zatajała. - Ty mnie w ogóle słuchasz?! 
- Wybacz, zamyśliłam się. - przyznałam, podnosząc ręce w geście poddaństwa. - To, co mówiłaś?
- Widziałam ich wczoraj, jak przenosili swoje rzeczy dwie ulice stąd!! - krzyknęła podekscytowana do granic możliwości. - Rozumiesz to?! Miałam okazję ich zobaczyć!! 
- Ciekawe... A ja niemalże codziennie widzę Conora Maynarda i się tym nie jaram. - prychnęłam. 
- EJ! Tylko dlatego, że to twój brat! - stwierdziła, robiąc grobową minę. - A ich spotkać to po prostu cud! Naprawdę nie wierzyłam własnym oczom!
- Okay, a ja mam jeszcze jedno pytanie. Kim do cholery jest ten zespół?! Wiesz, może w końcu się tego dowiem. Ostatnimi czasy sprawnie zatajałaś tą informację. - założyłam ręce na piersiach, czekając na odpowiedź. Chciałam mieć w końcu chociażby podpowiedź, aby móc się domyślić, ale nie. Musiałam robić śledztwo na własną rękę, a i tak nic z tego nie wychodziło. Różowowłosa przyglądała mi się, po czym wstała i podeszła do swojej szafy. No jasne, ciekawe co tym razem wymyśliła? Zresztą i tak pewnie się nie dowiem... 
- One Direction, kojarzysz? - spytała cicho, jakby się bała, że ktoś nas podsłucha i wyda to całemu światu.
- Trudno nie znać, skoro pracują niedaleko mojego brata, a poza tym cały czas o nich piszą w gazetach, na portalach internetowych i dosłownie wszędzie! - niemalże krzyknęłam. 
- Spokojnie, dziewczyno! - powiedziała, próbując powstrzymać śmiech. - Właśnie o nich nawijałam ci przez ostatnich kilka tygodni. Czyż to nie cudowne mieszkać praktycznie tam, gdzie wielka gwiazda? - rozmarzyła się, a ja chrząknęłam znacząco. - Och, no przestań! Conor nie jest wcale tak sławny. - machnęła na mnie ręką. 
- Jasne, ale codziennie pod moim domem jest pełno dziewczyn, które tylko marzą o tym, żeby go spotkać, dostać od niego autograf albo żeby być chociaż spojrzał na nie przez okno. Ale masz rację, on wcale nie jest tak sławny. - rzekłam z wyraźnym sarkazmem. 
Dobiło mnie to, co powiedziała o moim bracie. Fakt, nie jesteśmy idealnym rodzeństwem, ale potrafimy się ze sobą dogadać i w razie czego stanąć za sobą murem. Nie wiedziałam, czym było spowodowane takie podejście Melody do sprawy. W ogóle ostatnio zachowywała się nieco inaczej niż zwykle. Tłumaczyłam to sobie tym, że jest koniec semestru i ma napiętą sytuację w domu, jednak teraz widzę, że nie chodziło o to. Spojrzałam na nią z wyrzutem. Nie lubiłam, kiedy obrażano mnie i moją rodzinę, a ona o tym wiedziała, więc dość sprytnie to wykorzystała. Brawo Mel, wiesz, jak mnie wkurzyć... 
- Oj, nie patrz tak na mnie, Spencer. Wiesz, że nie o to mi chodziło. - stwierdziła, siadając na powrót obok mnie. - Po prostu One Direction to jest coś nowego dla mnie, a Conora znam od małego i przyzwyczaiłam się do niego. Nie możesz mnie o to obwiniać. Przecież to jasne, że wszyscy dorośleją i się zmieniają. 
- Dziwne, że ty zmieniłaś się w ciągu kilku tygodni, Melody. - powiedziałam cicho. - Zresztą nie ważne, nie mam ochoty gadać na ten temat. Nie wracajmy do niego. Idziemy gdzieś?
- No jasne! Tylko się przebiorę z pidżamy i możemy ruszać! 
***
Weszliśmy do domu, padając na twarze. Imprezka u Sabrine była fajna, ale wykończyła każdego z nas. Wparawdzie Liam nic nie pił, ale musiał całą noc nas ogarniać, więc się nie wyspał. Najgorzej szło mu z Louisem i Zaynem, którzy kleili się do dziewczyn. Idioci. Rozumiem, są singlami, ale bez przesady. Nikt nie chce być obmacywany przez osoby, które dopiero się poznało. Dobrze, że laski miały poczucie humoru i nie kazały nam się wynosić, a podchodziły do tego na luzie. Nie krzyczały, a śmiały się. Przetańczyłem niemalże pół nocy na stole, śpiewając z Sab jakieś piosenki na karaoke. Reszta nam kibicowała i co chwile uspokajała, żeby sąsiedzi przypadkiem nie wezwali policji. Nie obyło się oczywiście bez gry w butelkę. Głupio było, jak musiałem całować się z szynką, którą Nadine przyniosła z zamrażalnika, ale czego się nie robi. Chciałem się na niej odegrać, każąc wyjść na ulicę i pokazać cycki. Chociaż była wstawiona, nie zrobiła tego, tylko krzyknęła na cały głos, że w domu jej przyjaciółki są fajne dupy z Łan Erekszyn. Nie no, ten tekst mnie rozwala. Dobrze, że nikogo nie było w pobliżu i resztę wieczoru mogliśmy gadać, chlać, bawić się, chlać, spać, chlać, bić się i chlać. Dużo było tego chlania, ale co poradzić. I może gdybym skończył na 6 piwach, nie miałbym teraz takiego kaca. No cóż, mówi się trudno. Wdrapałem się na górę do swojego pokoju i padłem na łóżko. Zamykając oczy, krzyknąłem, że nikt ma mi nie przeszkadzać. Później widziałem już tylko zaćpane jednorożce, latające wiewiórki i zielonego kota, prowadzącego mnie ścieżką z jagód. 
***

Tadam, wielki powrót Viper i RoboCopa. Czy ktokolwiek się z tego cieszy? Mam nadzieję, że tak jest, bo jak nie to macie przeje... Ale żeby nie było, ja nikomu nie grożę, tylko utwierdzam w tym, co się może stać. To niemalże to samo, ale cicho. Nikt o tym nie wie oprócz nas. Wiem, długo nic nie dodawałyśmy, przepraszam w imieniu swoim i Nadii. Jak wiecie, jest szkoła, trzeba się uczyć, a każdy ma też własne problemy, więc nie mamy zbytnio czasu pisać. Jest mi przykro, że porzuciłyśmy tak tego bloga, jednak teraz postaramy się dodawać w miarę systematycznie - przynajmniej taką mam nadzieję Jak Wam się podobało? Gdyby ktoś nie wiedział, ostatnim narratorem jest Styles. Mówię to tak na wszelki wypadek. Cóż mogę jeszcze dodać. Ach, wiem! Jeśli ktoś postanowi dodać tu spam ze swoim blogiem, to nie ręczę za siebie. Nie mam ochoty czytać powiadomień o blogach i rozdziałach. A jeśli już chcesz zrobić reklamę, przeczytaj rozdział, wyraź swoją opinię przynajmniej w 2 zdaniach, a dopiero później dodaj link do swojego bloga. Inaczej Twój komentarz zostanie usunięty, dotarło? Mam nadzieję, że tak. To by było na tyle. Do następnego misie, bye. xx V.

Obczajacie to? Znowu 3/4 rozdziału napisała Viola. TO JEST NIENORMALNE. Moja wena popełniła samobójstwo, czasem mnie odwiedza w postaci ducha, z pomysłem na nowe blogi, zajebiście. Ale serio. To jest żenada. Ehh.. Postaram się przynajmniej zrobić tyle, żeby bloga wypromować. Muszę się też trochę ogarnąć, podjęłam się czegoś, to teraz nie może wszystkeigo za mnie Viola robić. Odnosząc się do spamu - Teraz już kompletnie na to nie pozwalam. Jeśli którekolwiek się zareklamuje, pożałuje. Postaram się zrobić ten taki "przedział" ze spamem. No także, do następnego! x N